sobota, 23 lutego 2013

Miesiąc po operacji tarczycy

Minął już ponad miesiąc od operacji a ja się czuję świetnie. Od niecałego miesiąca także regularnie biegam i myślę, że ma to swój niemały udział w mojej rekonwalescencji i dobrym ogólnym samopoczuciu. Kiedy siedzi się w domu na L4 i mało gdziekolwiek wychodzi, nawet krótki trening jest wielką radością i satysfakcją - że się pokonało wewnętrznego lenia, a także różne zewnętrzne okoliczności, np. panujące ogólne przekonanie, jakobym to miała leżeć i nie ruszać palcem w obawie, że pęknie mi jakaś żyłka. Nic bardziej mylnego - gdybym przed operacją wiedziała to, co wiem teraz, nie poświęciłabym na stres ani minuty, a ponadto nie przerwałabym treningów (z nie wiadomo jakiego powodu). Przeciwskazań do biegania nie ma żadnych, pytałam mojego chirurga i jeśli nie trenuję wyczynowo, to rekreacyjny sport jest jak najbardziej wskazany.

Sklamałabym pisząc, że biega mi się tak dobrze, jak przed operacją. Cała moja forma, którą zbudowałam w 2012 roku uległa zresetowaniu i zaczynam właściwie od zera. Kondycja jest w nienajlepszym stanie, tempo mam słabe i biegam na granicy, w tym sensie, że nieraz czuję, że już bardziej przyspieszyć nie mogę. Z jednej strony to moja własna forma, z drugiej pewnie też warunki pogodowe - wiadomo, że zimą, gdy jest minusowa temperatura, a drogę pokrywają nierówne warstwy śniegu, biega się po prostu ciężej. Nie przeszkadza mi jednak ten fakt w ogóle. Przeciwnie - cieszę się, że znów zaczynam od początku, bo nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż obserwowanie szybkich efektów. Z każdym treningiem jest coraz lepiej, widzę także po moim kalendarzu na endomondo, że udaje mi się dość systematycznie trenowac i te 3 wyjścia w tygodniu od miesiąca figurują w tabelce.

W tym tygodniu rozpoczęłam plan treningowy do półmaratonu napisany przez Wojtka Staszewskiego, ten sam, z którym zaczynałam rok temu i który moim zdaniem jest rewelacyjny. Pierwszy miesiąc nie należy do najbardziej obciążeniowych, opiera się na 2-3 wolnych wybieganiach, stopniowo wydłużanych w czasie z każdym tygodniem plus jeden dzień poświęcony podbiegom. Mimo, że to dość męcząca forma treningu, w zeszłym roku przekonałam się, jak bardzo jest niezbędna, głównie w sytuacjach startowych, gdzie mamy do czyniena z licznymi wzniesieniami (np. słynne chyba pod tym względem Jaworzno).

4 komentarze:

  1. Dobrze, że o tym piszesz - Twój przykład przyda się nam wszystkim, kiedy pod byle jakim pretekstem odpuszczamy sobie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Specjalnie tak to podkreślam i taguję posty hasłami "tarczyca", bo wiem, jak bardzo potrzebowałam tego typu informacji przed operacją. przekopałam całe google i nie znalazłam nic, co by rzucało jakiekolwiek światło na formę i sport po operacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja podziwiam Twój zapał i determinacje! Naprawdę - Wielki Szacun!
    Tak, Twój przykład przyda się wszystkim. Ja swoją kondycje straciłam przez... ciąże. Gdybym wiedziała to co wiem teraz, nigdy bym do tego nie dopuściła. Najpierw 9 m-cy straszenia że tego nie mogę, tamtego nie mogę - najlepiej połóż się i nie wstawaj. A jak Maleństwo się pojawiło to pojawiły się komentarze: jak ty możesz myśleć o sobie, przecież żyjesz dla dziecka. I tak minęło 2 lata N I C N I E R O B I E N I A - najgorszy okres w moim życiu a przecież powinno być odwrotnie.
    Ludzie powinni dbać o siebie, słuchać swojego wnętrza, uszczęśliwiać siebie, bo jak ludzie są szczęśliwi, to cały świat się uśmiecha! Nie odpuszczajmy sobie tego co dobre!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W świecie na każdy temat panuje zawsze jakieś "ogólne przekonanie" poparte wrodzoną ludzką tendencją do nie wystawiania poza nawias. W to wpisuje się ogólnie sport i aktywny tryb życia. Nikogo nie burzy, że spędza się czas stojącw kolejkach w supermarkecie, trawiąc godziny przy suto obłożonym stole podczas sobotnich urodzin u ciotki czy wieczore spędzone na oglądaniu seriali w TVN. Jeśli natomiast pojawia się jednostka, która COŚ robi, co wykracza poza utarty schemat działania, robi to z pasją i niezrozumiałą dla ogółu zachłannością, wystawia się tym samym na niepochlebne komentarze. Moja operacja swoją drogą, ale wyobrażam sobie, co rzeczywiście musi czuć kobieta w ciąży, która w ogólnej tendencji powinna zostać przypięta pasami do łóżka na 9 miesięcy. Wegetarianizm nie, sport nie etc. A młoda matka...? Powinna siedzieć cicho przy dziecku i zmieniać pieluchy. Grunt to słuchać siebie i nie zważać na ogólne, stereotypowe poglądy i przesądy - tylko w ten sposób można wybić się ponad przeciętnosć i szarzyzne naszego społeczeństwa. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń