Podsumowanie roku
biegowego 2020
Ilość treningów:
111 / Przebiegnięty dystans: 505 km / Czas
spędzony na bieganiu: 66 godzin 13 minut / 5 km w 29:05 / 10 km w 01h:04m
Czas na
podsumowanie minionego roku biegowego! Dokładnie 22 stycznia 2020 postanowiłam
wyjść na swój pierwszy po dobrych kilku latach bieg. Pamiętam emocje, które
temu towarzyszyły. Z jednej strony jakiś wewnętrzny imperatyw, który wręcz
wypychał mnie na tor, z drugiej duży lęk o to, czy nie skończy się to dla mnie
źle ze względu na moje zdrowotne sprawy. Nie byłam biegowym nowicjuszem, bowiem
miałam za sobą liczne starty w półmaratonach a także ukończenie Maratonu
Warszawskiego. Ale to wszystko działo się w 2012 roku, a teraz był 2020 – 8 lat
później, 1 ciążę później i jakoś – o ile
dobrze liczę – 5 operacji brzucha później.
Tak więc wcale
nie było wiadomo, czy ta moja ledwo rozpoczęta przygoda z bieganiem nie będzie
miała szybkiego kresu. Postanowiłam jednak podejść do tego z pokorą i zamiast
rzucać się w imię zeszłych sukcesów od razu na dystans 5 km, wyszłam na trening
który wyglądał tak: 1 minuta biegu + 2 minuty marszu – tak 3 razy i do domu.
Wierzcie mi, ubieranie się na ten trening – a był to styczeń – zajmowało mi
więcej niż samo bieganie. Ale postanowiłam pokornie trzymać się planu, który
sobie opracowałam i który zakładał 3 treningi w tygodniu i zwiększanie czasu
biegu o 1 minutę wraz z każdym kolejnym tygodniem.
Obserwowałam
wnikliwie swoje ciało, zwłaszcza mój brzuch, jak czułam się po treningach i czy
coś mnie przypadkiem nie boli. Ale… nic się nie działo. Byłam niezwykle
systematyczna, a perspektywa każdego kolejnego treningu wzbudzała we mnie sporą
ekscytację. Gdy przyszła wiosna a wraz z nią pandemia, dosłownie 2 dni przed
lockdownem, niesiona intuicją, zakupiłam do domu bieżnię i przetrwałam na niej
okres zamknięcia w domu. Wydawało mi się, że jest tak samo jak w terenie, ale
to, jak bardzo się myliłam, wyszło na jaw wraz z pierwszym bieganiem w terenie,
gdy zniesiono obostrzenia. Myślałam, że wypluję płuca.
Niemniej dalej
trenowałam systematycznie i wolałam biegać wolniej i spokojniej, niż udowadniać
sobie nie wiadomo co i skończyć zniechęcona bieganiem na kanapie. Jakoś we
wrześniu, na porannym treningu pewnej soboty, przypomniałam sobie, że w tym
dniu odbywa się bieg Oko w Oko z Rakiem na 5km, na który już od dawna byłam
zapisana. Tak więc pojechałam do domu tylko zjeść owsiankę i wróciłam na bieg. To
był mój pierwszy start po latach i już zapomniałam, co to są za emocje, gdy
biegnie się z innymi ludźmi w ramiach takiej pisanej-niepisanej rywalizacji. Wraz
z tym biegiem wróciłam do kolekcjonowania medali biegowych, których mam całkiem
sporo ukrytych na dnie szafy.
W międzyczasie
poznałam nową koleżankę, z którą zaczęłam od czasu do czasu biegać. Razem
zrobiłyśmy 15 km – swoje pierwsze tak w zasadzie, bo mimo że w 2012 połówkę
biegałam co weekend, nie mogę już tego porównywać, bo to było 3 życia wstecz.
Tak więc te 15 km to było jak pierwszy raz, hehe. Byłyśmy obie przed startem w
Silesia Półmaraton, w którym w końcu ja nie pobiegłam, bo nie czułam się
wystarczająco przygotowana, ale Ola zrobiła swoją pierwszą połówkę, z czego
obie byłyśmy dumne. To był październik. Potem przyszły dla mojego biegania
trochę gorsze dni – zaczęłam mieć problem z utrzymywaniem treningów 3 razy w
tygodniu, ćwiczyłam więcej jogi, czasem wpadły jakieś rolki czy rower i jakoś
tak wyszło. Niemniej co weekend musiał być dłuższy bieg, najlepiej w lesie i 9-10
km stało się już normą. Od stycznia 2021 wracam do realizacji planu do połówki,
bowiem zapisałam się już na Wizzair Półmaraton 22 maja 2021.
Taka to biegowa
historia 2021. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz