czwartek, 31 grudnia 2020

Podsumowanie biegowego roku 2020

 

Podsumowanie roku biegowego 2020

Ilość treningów: 111 /  Przebiegnięty dystans: 505 km / Czas spędzony na bieganiu: 66 godzin 13 minut / 5 km w 29:05 / 10 km w 01h:04m

Czas na podsumowanie minionego roku biegowego! Dokładnie 22 stycznia 2020 postanowiłam wyjść na swój pierwszy po dobrych kilku latach bieg. Pamiętam emocje, które temu towarzyszyły. Z jednej strony jakiś wewnętrzny imperatyw, który wręcz wypychał mnie na tor, z drugiej duży lęk o to, czy nie skończy się to dla mnie źle ze względu na moje zdrowotne sprawy. Nie byłam biegowym nowicjuszem, bowiem miałam za sobą liczne starty w półmaratonach a także ukończenie Maratonu Warszawskiego. Ale to wszystko działo się w 2012 roku, a teraz był 2020 – 8 lat później, 1  ciążę później i jakoś – o ile dobrze liczę – 5 operacji brzucha później.

 

Tak więc wcale nie było wiadomo, czy ta moja ledwo rozpoczęta przygoda z bieganiem nie będzie miała szybkiego kresu. Postanowiłam jednak podejść do tego z pokorą i zamiast rzucać się w imię zeszłych sukcesów od razu na dystans 5 km, wyszłam na trening który wyglądał tak: 1 minuta biegu + 2 minuty marszu – tak 3 razy i do domu. Wierzcie mi, ubieranie się na ten trening – a był to styczeń – zajmowało mi więcej niż samo bieganie. Ale postanowiłam pokornie trzymać się planu, który sobie opracowałam i który zakładał 3 treningi w tygodniu i zwiększanie czasu biegu o 1 minutę wraz z każdym kolejnym tygodniem.

 

Obserwowałam wnikliwie swoje ciało, zwłaszcza mój brzuch, jak czułam się po treningach i czy coś mnie przypadkiem nie boli. Ale… nic się nie działo. Byłam niezwykle systematyczna, a perspektywa każdego kolejnego treningu wzbudzała we mnie sporą ekscytację. Gdy przyszła wiosna a wraz z nią pandemia, dosłownie 2 dni przed lockdownem, niesiona intuicją, zakupiłam do domu bieżnię i przetrwałam na niej okres zamknięcia w domu. Wydawało mi się, że jest tak samo jak w terenie, ale to, jak bardzo się myliłam, wyszło na jaw wraz z pierwszym bieganiem w terenie, gdy zniesiono obostrzenia. Myślałam, że wypluję płuca.

 

Niemniej dalej trenowałam systematycznie i wolałam biegać wolniej i spokojniej, niż udowadniać sobie nie wiadomo co i skończyć zniechęcona bieganiem na kanapie. Jakoś we wrześniu, na porannym treningu pewnej soboty, przypomniałam sobie, że w tym dniu odbywa się bieg Oko w Oko z Rakiem na 5km, na który już od dawna byłam zapisana. Tak więc pojechałam do domu tylko zjeść owsiankę i wróciłam na bieg. To był mój pierwszy start po latach i już zapomniałam, co to są za emocje, gdy biegnie się z innymi ludźmi w ramiach takiej pisanej-niepisanej rywalizacji. Wraz z tym biegiem wróciłam do kolekcjonowania medali biegowych, których mam całkiem sporo ukrytych na dnie szafy.

 

W międzyczasie poznałam nową koleżankę, z którą zaczęłam od czasu do czasu biegać. Razem zrobiłyśmy 15 km – swoje pierwsze tak w zasadzie, bo mimo że w 2012 połówkę biegałam co weekend, nie mogę już tego porównywać, bo to było 3 życia wstecz. Tak więc te 15 km to było jak pierwszy raz, hehe. Byłyśmy obie przed startem w Silesia Półmaraton, w którym w końcu ja nie pobiegłam, bo nie czułam się wystarczająco przygotowana, ale Ola zrobiła swoją pierwszą połówkę, z czego obie byłyśmy dumne. To był październik. Potem przyszły dla mojego biegania trochę gorsze dni – zaczęłam mieć problem z utrzymywaniem treningów 3 razy w tygodniu, ćwiczyłam więcej jogi, czasem wpadły jakieś rolki czy rower i jakoś tak wyszło. Niemniej co weekend musiał być dłuższy bieg, najlepiej w lesie i 9-10 km stało się już normą. Od stycznia 2021 wracam do realizacji planu do połówki, bowiem zapisałam się już na Wizzair Półmaraton 22 maja 2021.

Taka to biegowa historia 2021. Dziękuję.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz