Na razie jestem dość systematyczna - biegam trzy razy w tygodniu i trzymam się założeń. Głównym celem jest bardzo powolne, ale konsekwentne budowanie fundamentu biegowego. Dlatego też zaczęłam od naprawdę śmiesznego czasu/dystansu i z każdym tygodniem dodaje sobie tylko po pół minuty do każdego powtórzenia. Mimo że treningi są krótkie, to i tak kosztują mnie dużo wysiłku. Nie biegałam od przełomu 2016/2017 roku. Jeździłam wprawdzie na rolkach swego czasu całkiem intensywnie, ale od końca czerwca 2019 roku nie uprawiałam już za bardzo żadnego sportu. Do tego mam ze sobą dark passangera - guza, który wysysa moją energię i prawdopodobnie swoje waży (obstawiałbym tak 1-2 kg).
Ale bieganie daje mi niezłego kopa energetycznego. W trakcie treningów czuję się dobrze, jeśli można tak określić stan lekkiej zadyszki, a po bieganiu mam ochotę przenosić góry. Tak jak i kiedyś, wkręcam się strasznie w klimat biegowy. Czasem mam ochotę pójść pobiegać dzień po treningu, ale wtedy mój wchodzi mój mąż, cały na biało i mówi: NIE. I ma rację.
Gdy naprawdę mnie nosi, wskakuję na rowerek treningowy. Kupiłam także dwa hantle po 1kg i mam zamiar wprowadzić trening na ramiona. Chciałabym po prostu codziennie chociaż 15 min porobić coś w ramach aktywności fizycznej. Jest mi to potrzebne na moją głowę, bo wychodzę z założenia - skoro biegam, jeżdżę i ćwiczę to chyba nie jest ze mną aż tak źle?! I mam więcej siły by walczyć.
Żadnych bólów nie zarejestrowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz