Miałam dość długą, bo 3-tygodniową przerwę w bieganiu i w ogóle - w jakimkolwiek sensownym funkcjonowaniu. Nie mówiąc już o prowadzeniu bloga. Okazało się bowiem, że muszę pozbyć się jednak tej tarczycy, przez którą rok temu zawzięłam się i zaczęłam przygotowywać do półmaratonu, i w związku z tym 9 stycznia czeka mnie szpital, potem operacja, a potem nie wiadomo ja długa i jakie skutki niosąca ze sobą rehabilitacja.
Dlatego, cóż, zaplanować nic nie mogę. Pod znakiem zapytania stoi maraton w Krakowie, na który jestem już od dawna zapisana oraz rozpoczęcie biegania w górach. Jedyne co mogę zaplanować i wykorzystać do ostatniego dnia, to grudzień i jak najwięcej treningów biegowych.
W wekend otrząsnęłam się z małego kryzysu, sobotę i niedzielę spędziłam na wypluwaniu płuc na pobliskich trasach i mam nieśmiałe pragnienie, aby możliwe jak najwięcej do konca roku biegać. Moja forma spadła na łeb na szyję, biegam w granicach 7 minut i dopiero wczoraj udało mi się złamać 10 km. Zapisałam się na 15 km w Strzelcach Opolskich 22 grudnia i to będzie mój ostatni bieg w tym roku i przed operacją.
W obecnych okolicznościach przydadzą mi się słowa Luxtorpedy, które mam na blogu "Wstaję, upadam, upadam, wstaję. Przegrywam walkę, kiedy się poddaję..." Trzymajcie kciuki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz