niedziela, 27 stycznia 2013

Pierwszy trening po operacji tarczcy

Dziś do śniadania włączyliśmy sobie "Okno na podwórze" Hitchcocka i tak żłopiąc sobie kakałko pomyślałam, że może na dzisiejszy spacer założę buty do biegania (żeby sprawdzić, czy rzeczywiście nie przemakają na śniegu). Potem pomyślałam, a może tez getry i softshell, to sobie co jakiś czas zrobie 1-minutowy truchcik. Kolejna myśl miała już tylko jeden kierunek: kurcze; a może w ogóle się porządnie ubrać i dosłownie na 5-10 minut wyjść pobiegać. Klamka zapadła, ubraliśmy się na cebulkę, twarze wysmarowaliśmy tłustym kremem i... wyszliśmy.

Dziś mija 11-sty dzień od operacji całkowitego wycięcia tarczycy. Z każdym dniem czuję się coraz lepiej. Wracają mi siły, codziennie trochę dłużej spaceruję i coraz więcej krzątam się po domu. To niewątpliwy plus tego typu zabiegu - nie uziemia na nie wiadomo ile. Uziemia jak już to psychika, co mogę poświadczyć tygodniami przed operacją, gdy się załamałam, odpuściłam i miałam wszystko głęboko w d... Ale już się przekonałam, że mam taki charakter, że nie mogę czegoś robić bez wizji końca, bez planu, dlatego to między innymi przestałam biegać.

Pierwsze kroki po skrzypiącym śniegu i... dziecięca radość! To działa! Nie psuje się! Maszyna ciała ruszyła i nie zamierza się zatrzymywać z powodu jakiegokolwiek bólu, niedyspozycji, dyskomfortu etc. Postanowiłam zrobić maksymalnie 2 kilometry, żeby tylko przetestować nogi, płuca i ścięgna. Wyszło prawie 3 km.

Było ciężko - nie mogę powiedzieć. Czułam grawitację w okolicach płuc i widać było jak na dłoni, że system wydolnościowy ma duże zaległości. Ciało - okej, nogi bez problemu dały radę, a o to się też obawiałam, bo kilka tygodni naprawdę nic nie robiłam, a w szpitalu przeleżałam prawie 2 tygodnie. Ostatnie minuty były najcięższe. Raz przeszliśmy w marsz na minutę.

Do domu wróciłam szczęśliwa. A jeszcze bardziej się cieszyłam biorąc prysznic, bo już zapomniałam jak przyjemna jest gorąca woda i pachnący płyn po ciężkim treningu.

Mam plany, ale po ostatnim to boję się już oficjalnie coś pisać. Ale! Ale jak się uda, to w dniu, w którym będzie dokładnie miesiąc po operacji, zaczynam realizację mojego ulubionego planu "Staszewskiego" do półmaratonu. Do tego czasu będę trenować dystans do 30 minut biegania, bo to jest baza tego planu. No a na jesień - MARATON!!! (Łza się w oku kręci, że mój pakiet startowy na Kraków przepadnie...chlip :( może przynajmniej mi go ktoś odbierze, żebym koszulkę miała na pamiątkę...)

4 komentarze:

  1. :)
    Witaj z powrotem!
    Trzymam kciuki za wszystkie Twoje "Plany i Nieplany" i Niech Radość Z Biegania Będzie Z Tobą! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. The Power (& the blog) is back!. I niech będzie już teraz zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Thanks thanks thanks! Ja mam nadzieję, że już koniec problemów zdrowotnych i już nic nie stanie na przeszkodzie regularnym treningom, ojala, jak to mówią Hiszpanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja wiedziałem, że tak będzie :)

    OdpowiedzUsuń